wtorek, 18 września 2007

W poszukiwaniu ducha

Mieliśmy jechać do Brey na plażę troszkę sobie odpocząć. Oczywiście nie trafiliśmy. Na autostradzie powiedziałem w lewo, Marlena pojechała prosto. Potem powiedziałem prosto ona skręciła. Dalej zwróciłem uwagę na drogowskazy z narysowanym zamkiem i w ten sposób znaleźliśmy się w Balbriggan.


W Brey już byliśmy dlatego cieszyłem się, że w końcu coś nowego. Krętą drogą dojechaliśmy na miejsce. Zaparkowaliśmy samochód i już kilka kroków od parkingu w oddali widać zielone morze trawy, w oddali pałac a za nim Morze Irlandzkie a jeszcze dalej góry.

Jedynie wstęp do zamku (pałacu) jest płatny reszta przyjemności zupełnie za darmo. Wypoczynek gwarantowany. Piękne ogrody ze skrupulatnie opisanymi roślinami. Całe mnóstwo przeróżnych gatunków roślin. Mniej lub bardziej egzotycznych. Największy zachwyt Marleny nie wywołały jednak róże, hortensje, olbrzymie osty czy inne niezwykłości. Kiedy weszliśmy do ogrodu roślin uprawnych krzyknęła - Misiu zobacz prawdziwa botwinka! Taka jak w Polsce.



Tak jak w Powerscourt ciężko było nam odnaleźć irlandzkiego ducha tak w Balbriggan nawiązaliśmy kontakt. Pan, który nas oprowadzał opowiedział całą zawiłą historię pałacu. Między innymi o jego pierwszym właścicielu wielkim samotniku, który zasłaniał okna ciężkimi kotarami. Także o wuju puryście, który kazał zakrywać bezwstydnie obnażone nogi... od krzeseł. Podłużne lustra przy samej podłodze, które służyły do poprawnego ułożenia falban sukni u dam, cała masa pamiątek z dalekich podróży a także stare fotografie - znaki tamtych czasów. W piwnicy kuchnia ze starymi miedzianymi rondlami, garnczkami i całym oprzyrządowaniem. Także mini rzeźnia, bo przecież podawane mięsiwo musiało być pierwszej świeżości.


Na sam koniec pałacowej wycieczki niesamowita biblioteczka. Książki w skórzanych obwolutach ze złotymi, wygrawerowanymi literami. Pierwsze wydania Vouge i wiele egzemplarzy National Geographic. Brittanica, Biblia i wiele innych białych kruków. I jeszcze te dwoje drzwi zakamuflowanych w specjalnie spreparowanych grzbietach książek!
Niestety zakaz robienia zdjęć we wnętrzach, stąd też brak dokumentacji fotograficznej.


Brak komentarzy: