
Sama droga okazała się więcej niż zadziwiająca. Do tej pory byliśmy przekonani, że ta którą dojeżdżamy do pracy jest wąska. W jakim byliśmy błędzie! Tym razem było nam dane jechać drogą dwukierunkową szerokości jednego samochodu, przy czym ta szerokość wynosiła ni mniej ni więcej tylko dokładnie tyle. Koła jechały po asfalcie, ale już na środku pasa przebijała się trawa. Takie atrakcje na drodze R440 przez góry Slieve Bloom Mountains. Potem już dziki zachód Irlandii.

Do Galway pojechaliśmy z wizytą do Ani i Pierra. Pięknie tam sobie żyją. Pierre ma niesamowitą pasję i związaną z nią pracę - owoce morza. Tłumaczył nam z ognikami w oczach jak wygląda hodowla ostryg. Pokazywał zdjęcia i coś więcej ale o tym w dalszej części posta.
Samo Galway i okolice po prostu piękne. Miasto wyjątkowo klimatyczne. Bardzo dużo młodych radosnych młodych ludzi, którzy szczelnie wypełniają ulice i uliczki w centrum miasta.

Oprowadzała nas Ania. Pierre zaś dołączył później i już razem udaliśmy się na spacer brzegiem morza. Cóż tu opisywać to po prostu trzeba to zobaczyć. Zdjęć zbyt wiele nie robiłem, bo wiem, że jeszcze tam wrócimy.

Największą niespodzianką Galway wcale nie okazało sie morze, klimatyczne centrum miasta, ani też młodzi i radośni ludzie no bo tym słyszeliśmy już wcześniej. Największa niespodzianka spotkała nas ze strony Ani i Pierra. Prawie od razu jak przyjechaliśmy Ania pokazała nam w lodówce co będzie na obiad.

Przegrzebki, inaczej małże świętego Jakuba wśród owoców morza podobno są odpowiednikiem polędwicy wołowej wśród mięs. Kiedy zobaczyła je Marlena nie była zbyt szczęśliwa. Do ostatniej chwili czyli momentu konsumpcji nie kryła zdziwienia - jak można coś takiego wziąć do ust.

W środku przegrzebki znajduje się białe mięso i inne flaczki. My jedliśmy to białe mięsko. Przed spróbowaniem poprosiłem Anię o porównanie smaku przegrzebki do mięsnych znanych mi smaków. Dowiedziałem się, że nie można tego porównać. Nie uwierzyłem, no bo jak to się nie da!
Spróbowałem i już wiedziałem dlaczego. Mięso wyjątkowo aksamitne, delikatne bardzo zwarte. W smaku lekko słodkie, delikatnie pachnie morzem. Wyjątkowo przeżycie smakowe. Wcześniej dane mi było jeść mrożone krewetki. A fu!
Największą dla mnie samego atrakcją była reakcja Marleny. Jak się później dowiedziałem miała zamiar spróbować i wypluć. Ku mojemu zdziwieniu przegryzła i powiedziała, że dobre.
W ten oto sposób małże św. Jakuba przegrzebały nasze prywatne kulinarne mity i wprowadziły nowy niezapomniany smak do naszego życia. Aniu, Pierre dziękujemy Wam za wszystko!
2 komentarze:
i ich gowno tez jedliscie ? bo widze, ze w misce jest
Ale ty kretyn jestes.To tak ze zlosci czy z zazdrosci?
Prześlij komentarz