Posłuchajcie jeziora...
niedziela, 30 września 2007
niedziela, 23 września 2007
Przegrzebki w Galway
Do Galway wybieraliśmy się już od dawna. Tym razem udało się. Pojechaliśmy trasą, którą wybrał dla nas googlemaps.

Sama droga okazała się więcej niż zadziwiająca. Do tej pory byliśmy przekonani, że ta którą dojeżdżamy do pracy jest wąska. W jakim byliśmy błędzie! Tym razem było nam dane jechać drogą dwukierunkową szerokości jednego samochodu, przy czym ta szerokość wynosiła ni mniej ni więcej tylko dokładnie tyle. Koła jechały po asfalcie, ale już na środku pasa przebijała się trawa. Takie atrakcje na drodze R440 przez góry Slieve Bloom Mountains. Potem już dziki zachód Irlandii.

Do Galway pojechaliśmy z wizytą do Ani i Pierra. Pięknie tam sobie żyją. Pierre ma niesamowitą pasję i związaną z nią pracę - owoce morza. Tłumaczył nam z ognikami w oczach jak wygląda hodowla ostryg. Pokazywał zdjęcia i coś więcej ale o tym w dalszej części posta.
Samo Galway i okolice po prostu piękne. Miasto wyjątkowo klimatyczne. Bardzo dużo młodych radosnych młodych ludzi, którzy szczelnie wypełniają ulice i uliczki w centrum miasta.

Oprowadzała nas Ania. Pierre zaś dołączył później i już razem udaliśmy się na spacer brzegiem morza. Cóż tu opisywać to po prostu trzeba to zobaczyć. Zdjęć zbyt wiele nie robiłem, bo wiem, że jeszcze tam wrócimy.

Największą niespodzianką Galway wcale nie okazało sie morze, klimatyczne centrum miasta, ani też młodzi i radośni ludzie no bo tym słyszeliśmy już wcześniej. Największa niespodzianka spotkała nas ze strony Ani i Pierra. Prawie od razu jak przyjechaliśmy Ania pokazała nam w lodówce co będzie na obiad.

Przegrzebki, inaczej małże świętego Jakuba wśród owoców morza podobno są odpowiednikiem polędwicy wołowej wśród mięs. Kiedy zobaczyła je Marlena nie była zbyt szczęśliwa. Do ostatniej chwili czyli momentu konsumpcji nie kryła zdziwienia - jak można coś takiego wziąć do ust.

W środku przegrzebki znajduje się białe mięso i inne flaczki. My jedliśmy to białe mięsko. Przed spróbowaniem poprosiłem Anię o porównanie smaku przegrzebki do mięsnych znanych mi smaków. Dowiedziałem się, że nie można tego porównać. Nie uwierzyłem, no bo jak to się nie da!
Spróbowałem i już wiedziałem dlaczego. Mięso wyjątkowo aksamitne, delikatne bardzo zwarte. W smaku lekko słodkie, delikatnie pachnie morzem. Wyjątkowo przeżycie smakowe. Wcześniej dane mi było jeść mrożone krewetki. A fu!
Największą dla mnie samego atrakcją była reakcja Marleny. Jak się później dowiedziałem miała zamiar spróbować i wypluć. Ku mojemu zdziwieniu przegryzła i powiedziała, że dobre.
W ten oto sposób małże św. Jakuba przegrzebały nasze prywatne kulinarne mity i wprowadziły nowy niezapomniany smak do naszego życia. Aniu, Pierre dziękujemy Wam za wszystko!

Sama droga okazała się więcej niż zadziwiająca. Do tej pory byliśmy przekonani, że ta którą dojeżdżamy do pracy jest wąska. W jakim byliśmy błędzie! Tym razem było nam dane jechać drogą dwukierunkową szerokości jednego samochodu, przy czym ta szerokość wynosiła ni mniej ni więcej tylko dokładnie tyle. Koła jechały po asfalcie, ale już na środku pasa przebijała się trawa. Takie atrakcje na drodze R440 przez góry Slieve Bloom Mountains. Potem już dziki zachód Irlandii.

Do Galway pojechaliśmy z wizytą do Ani i Pierra. Pięknie tam sobie żyją. Pierre ma niesamowitą pasję i związaną z nią pracę - owoce morza. Tłumaczył nam z ognikami w oczach jak wygląda hodowla ostryg. Pokazywał zdjęcia i coś więcej ale o tym w dalszej części posta.
Samo Galway i okolice po prostu piękne. Miasto wyjątkowo klimatyczne. Bardzo dużo młodych radosnych młodych ludzi, którzy szczelnie wypełniają ulice i uliczki w centrum miasta.

Oprowadzała nas Ania. Pierre zaś dołączył później i już razem udaliśmy się na spacer brzegiem morza. Cóż tu opisywać to po prostu trzeba to zobaczyć. Zdjęć zbyt wiele nie robiłem, bo wiem, że jeszcze tam wrócimy.

Największą niespodzianką Galway wcale nie okazało sie morze, klimatyczne centrum miasta, ani też młodzi i radośni ludzie no bo tym słyszeliśmy już wcześniej. Największa niespodzianka spotkała nas ze strony Ani i Pierra. Prawie od razu jak przyjechaliśmy Ania pokazała nam w lodówce co będzie na obiad.

Przegrzebki, inaczej małże świętego Jakuba wśród owoców morza podobno są odpowiednikiem polędwicy wołowej wśród mięs. Kiedy zobaczyła je Marlena nie była zbyt szczęśliwa. Do ostatniej chwili czyli momentu konsumpcji nie kryła zdziwienia - jak można coś takiego wziąć do ust.

W środku przegrzebki znajduje się białe mięso i inne flaczki. My jedliśmy to białe mięsko. Przed spróbowaniem poprosiłem Anię o porównanie smaku przegrzebki do mięsnych znanych mi smaków. Dowiedziałem się, że nie można tego porównać. Nie uwierzyłem, no bo jak to się nie da!
Spróbowałem i już wiedziałem dlaczego. Mięso wyjątkowo aksamitne, delikatne bardzo zwarte. W smaku lekko słodkie, delikatnie pachnie morzem. Wyjątkowo przeżycie smakowe. Wcześniej dane mi było jeść mrożone krewetki. A fu!
Największą dla mnie samego atrakcją była reakcja Marleny. Jak się później dowiedziałem miała zamiar spróbować i wypluć. Ku mojemu zdziwieniu przegryzła i powiedziała, że dobre.
W ten oto sposób małże św. Jakuba przegrzebały nasze prywatne kulinarne mity i wprowadziły nowy niezapomniany smak do naszego życia. Aniu, Pierre dziękujemy Wam za wszystko!
wtorek, 18 września 2007
W poszukiwaniu ducha
Mieliśmy jechać do Brey na plażę troszkę sobie odpocząć. Oczywiście nie trafiliśmy. Na autostradzie powiedziałem w lewo, Marlena pojechała prosto. Potem powiedziałem prosto ona skręciła. Dalej zwróciłem uwagę na drogowskazy z narysowanym zamkiem i w ten sposób znaleźliśmy się w Balbriggan.

W Brey już byliśmy dlatego cieszyłem się, że w końcu coś nowego. Krętą drogą dojechaliśmy na miejsce. Zaparkowaliśmy samochód i już kilka kroków od parkingu w oddali widać zielone morze trawy, w oddali pałac a za nim Morze Irlandzkie a jeszcze dalej góry.
Jedynie wstęp do zamku (pałacu) jest płatny reszta przyjemności zupełnie za darmo. Wypoczynek gwarantowany. Piękne ogrody ze skrupulatnie opisanymi roślinami. Całe mnóstwo przeróżnych gatunków roślin. Mniej lub bardziej egzotycznych. Największy zachwyt Marleny nie wywołały jednak róże, hortensje, olbrzymie osty czy inne niezwykłości. Kiedy weszliśmy do ogrodu roślin uprawnych krzyknęła - Misiu zobacz prawdziwa botwinka! Taka jak w Polsce.

Tak jak w Powerscourt ciężko było nam odnaleźć irlandzkiego ducha tak w Balbriggan nawiązaliśmy kontakt. Pan, który nas oprowadzał opowiedział całą zawiłą historię pałacu. Między innymi o jego pierwszym właścicielu wielkim samotniku, który zasłaniał okna ciężkimi kotarami. Także o wuju puryście, który kazał zakrywać bezwstydnie obnażone nogi... od krzeseł. Podłużne lustra przy samej podłodze, które służyły do poprawnego ułożenia falban sukni u dam, cała masa pamiątek z dalekich podróży a także stare fotografie - znaki tamtych czasów. W piwnicy kuchnia ze starymi miedzianymi rondlami, garnczkami i całym oprzyrządowaniem. Także mini rzeźnia, bo przecież podawane mięsiwo musiało być pierwszej świeżości.

Na sam koniec pałacowej wycieczki niesamowita biblioteczka. Książki w skórzanych obwolutach ze złotymi, wygrawerowanymi literami. Pierwsze wydania Vouge i wiele egzemplarzy National Geographic. Brittanica, Biblia i wiele innych białych kruków. I jeszcze te dwoje drzwi zakamuflowanych w specjalnie spreparowanych grzbietach książek!
Niestety zakaz robienia zdjęć we wnętrzach, stąd też brak dokumentacji fotograficznej.

W Brey już byliśmy dlatego cieszyłem się, że w końcu coś nowego. Krętą drogą dojechaliśmy na miejsce. Zaparkowaliśmy samochód i już kilka kroków od parkingu w oddali widać zielone morze trawy, w oddali pałac a za nim Morze Irlandzkie a jeszcze dalej góry.


Tak jak w Powerscourt ciężko było nam odnaleźć irlandzkiego ducha tak w Balbriggan nawiązaliśmy kontakt. Pan, który nas oprowadzał opowiedział całą zawiłą historię pałacu. Między innymi o jego pierwszym właścicielu wielkim samotniku, który zasłaniał okna ciężkimi kotarami. Także o wuju puryście, który kazał zakrywać bezwstydnie obnażone nogi... od krzeseł. Podłużne lustra przy samej podłodze, które służyły do poprawnego ułożenia falban sukni u dam, cała masa pamiątek z dalekich podróży a także stare fotografie - znaki tamtych czasów. W piwnicy kuchnia ze starymi miedzianymi rondlami, garnczkami i całym oprzyrządowaniem. Także mini rzeźnia, bo przecież podawane mięsiwo musiało być pierwszej świeżości.

Na sam koniec pałacowej wycieczki niesamowita biblioteczka. Książki w skórzanych obwolutach ze złotymi, wygrawerowanymi literami. Pierwsze wydania Vouge i wiele egzemplarzy National Geographic. Brittanica, Biblia i wiele innych białych kruków. I jeszcze te dwoje drzwi zakamuflowanych w specjalnie spreparowanych grzbietach książek!
Niestety zakaz robienia zdjęć we wnętrzach, stąd też brak dokumentacji fotograficznej.
poniedziałek, 10 września 2007
Ze zdziwieniem czytam własne posty...
Często robię to po dłuższym odstępie czasu. Siadam przed komputerem zaraz po przyjściu z pracy. Jestem zmęczony. Czytam i dziwię się co ja powypisywałem! To jeszcze jeden dowód na to, że wszystko się nieustannie zmienia...
sobota, 1 września 2007
Kartofle i ziemniaki, czyli polscy politycy w irlandzkiej opowieści
Pewnej nader pracowitej nocy mój irlandzki kolega zapytał mnie: czy to prawda, że twój prezydent nie toleruje gejów i lesbijek? Wytrącony ze stanu półsnu odpowiedziałem, że toleruje. Po czym chwilę się zastanowiłem, podszedłem do swoich maszyn. Po czym wróciłem do niego i mówię - on po prostu uważa, że to jest choroba. Stało się coś dziwnego bo zacząłem tłumaczyć prezydenta Polski, jak gdyby chodziło tu o moje poglądy i o mnie samego.
Czyli nie toleruje? ponowił pytanie kolega. Tu nastąpiła pauza po czym pod wpływem zdrowego rozsądku przyznałem mu rację. Irlandczyk zaczął się śmiać.

Czy to prawda, że oni są bliźniakami, wasz prezydent i premier? Tak to prawda. Uśmiechnął się. A wasz prezydent nie ma żony? Nie, nie nasz prezydent ma żonę. To premier, czyli jego brat bliźniak nie ma, mieszka z matką i do tego wszystkiego nie ma konta bankowego. Otworzył aż usta ze zdziwienia i poprosił potwierdzenie tej ostatniej informacji. Po czym powiedział, że chyba sobie żartuje. Na chwile wróciliśmy do pracy. Czyżby mi nie uwierzył? A to dlaczego?
Na koniec zapytał się mnie dlaczego ludzie go wybrali? Odpowiedziałem rozbrajająco szczerze, że nie wiem. Sam przecież na niego nie głosowałem.
Następne dni pełne były refleksji. Jak bardzo muszę tęsknić za Polską skoro tłumaczę się z Kaczyńskiego. Na chłopski rozum to oni są przecież nietolerancyjni wobec gejów, lesbijek i wszystkich, którzy myślą inaczej, łącznie z przeciwnikami o odmiennych poglądach politycznych.
Krew się we mnie gotuje kiedy słyszę, że sytuacja najlepsza po 89, że najlepszy rząd po 89 i cała ta IV Rzeczpospolita. Czuję się fatalnie kiedy widzę nienawiść Giertycha i bezmyślność Leppera.
Kiedy prezydent Kaczyński był w Irlandii wypowiedział się o gejach, za sprawą których może wyginąć świat (do tego w momencie kiedy parlament irlandzki dyskutował nad ustawą zrównująca związki hetero i homoseksualne). Mówił kiedyś także o Polakach wyjeżdżających do Wielkiej Brytanii, którzy są "z natury nieudacznikami".
No i po co Kaczyńskich bronić przed irlandzką krytyką. Przecież oni to nie Polska a obrona głupoty to już dawno nie patriotyzm.
Kolejnym razem kiedy rozmowa zeszła na tematy polityczne nie mogłem sobie poradzić i nie chodzi tylko o zbyt ubogie słownictwo w tym zakresie. Bo jak wytłumaczyć Irlandczykowi, ze Platforma i PiS maja podobny program a występują w opozycji. Jak wytłumaczyć, że PiS tworzy to co sam kiedyś zwalczał. Jak w końcu wytłumaczyć, że tak naprawdę polska prawica ma poglądy lewicowe? Uwierzcie mi próbowałem i jest to po prostu niemożliwe.
Z pomocą przyszła metafora. Powiedziałem mu po prostu, że Polska jest jak piękna kobieta, która ma fatalnego, regularnie się nad nią znęcającego męża. Już się nie śmiał pokiwał tylko głową i poszedł do domu.
Czyli nie toleruje? ponowił pytanie kolega. Tu nastąpiła pauza po czym pod wpływem zdrowego rozsądku przyznałem mu rację. Irlandczyk zaczął się śmiać.

Czy to prawda, że oni są bliźniakami, wasz prezydent i premier? Tak to prawda. Uśmiechnął się. A wasz prezydent nie ma żony? Nie, nie nasz prezydent ma żonę. To premier, czyli jego brat bliźniak nie ma, mieszka z matką i do tego wszystkiego nie ma konta bankowego. Otworzył aż usta ze zdziwienia i poprosił potwierdzenie tej ostatniej informacji. Po czym powiedział, że chyba sobie żartuje. Na chwile wróciliśmy do pracy. Czyżby mi nie uwierzył? A to dlaczego?
Na koniec zapytał się mnie dlaczego ludzie go wybrali? Odpowiedziałem rozbrajająco szczerze, że nie wiem. Sam przecież na niego nie głosowałem.
Następne dni pełne były refleksji. Jak bardzo muszę tęsknić za Polską skoro tłumaczę się z Kaczyńskiego. Na chłopski rozum to oni są przecież nietolerancyjni wobec gejów, lesbijek i wszystkich, którzy myślą inaczej, łącznie z przeciwnikami o odmiennych poglądach politycznych.
Krew się we mnie gotuje kiedy słyszę, że sytuacja najlepsza po 89, że najlepszy rząd po 89 i cała ta IV Rzeczpospolita. Czuję się fatalnie kiedy widzę nienawiść Giertycha i bezmyślność Leppera.
Kiedy prezydent Kaczyński był w Irlandii wypowiedział się o gejach, za sprawą których może wyginąć świat (do tego w momencie kiedy parlament irlandzki dyskutował nad ustawą zrównująca związki hetero i homoseksualne). Mówił kiedyś także o Polakach wyjeżdżających do Wielkiej Brytanii, którzy są "z natury nieudacznikami".
No i po co Kaczyńskich bronić przed irlandzką krytyką. Przecież oni to nie Polska a obrona głupoty to już dawno nie patriotyzm.
Kolejnym razem kiedy rozmowa zeszła na tematy polityczne nie mogłem sobie poradzić i nie chodzi tylko o zbyt ubogie słownictwo w tym zakresie. Bo jak wytłumaczyć Irlandczykowi, ze Platforma i PiS maja podobny program a występują w opozycji. Jak wytłumaczyć, że PiS tworzy to co sam kiedyś zwalczał. Jak w końcu wytłumaczyć, że tak naprawdę polska prawica ma poglądy lewicowe? Uwierzcie mi próbowałem i jest to po prostu niemożliwe.
Z pomocą przyszła metafora. Powiedziałem mu po prostu, że Polska jest jak piękna kobieta, która ma fatalnego, regularnie się nad nią znęcającego męża. Już się nie śmiał pokiwał tylko głową i poszedł do domu.
Czy ten ptak kala gniazdo, co je kala
Czy ten , co mówić o tym nie pozwala?
/Cyprian Kamil Norwid/
Czy ten , co mówić o tym nie pozwala?
/Cyprian Kamil Norwid/
Subskrybuj:
Posty (Atom)